Sclerocarya birrea / Marula
Piliście kiedyś likier z maruli? Nazywa się to Amarula i teraz już spokojnie można w naszym kraju kupić. Kiedyś był to rarytas, więc nie posiadałam się ze szczęścia, gdy dostałam butelkę w prezencie 🙂 Smak ma podobny do Bailaysa, choć Amarula jest nieco inna i bardziej ostra. Macerat z owoców, śmietanka i cukier – brzmi cudownie, prawda? Smakuje też – jeśli ktoś lubi słodkie likiery 🙂
Marula rośnie w południowej i zachodniej Afryce i na Madagaskarze. Drzewka rosną sobie na razie dziko, choć już są podejmowane próby ich hodowli. Owoce maruli są przysmakiem słoni, stąd drzewo czasem nazywane jest ‚słoniowym drzewem’. Żyraf też. Ale w przyrodzie trzeba się odwdzięczyć – słonie przenoszą nasiona maruli w swych trąbach 🙂 Jedno drzewo maruli może dać nawet tonę owoców – choć to jest wartość skrajna.
Drzewa maruli mają płeć – mogą być damskie lub męskie. Owocuje tylko drzewo damskie, ale nie byłoby owoców, gdyby pani nie miała w pobliżu pana. I tak przez kilkaset lat razem… W Afryce wierzy się, że picie naparu z kory drzewa konkretnej płci zaważa na płci dziecka (na odwrót). A co jeśli urodzi się dziecię innej płci niż pożądana? Wtedy jest to bardzo specjalne dziecko, bo miało na tyle silną wolę, aby przezwyciężyć wolę duchów 🙂 Drzewu marula przypisuje się zdolność przywracania płodności, a w niektórych rejonach ślub bierze się właśnie pod tym drzewem, aby zapewnić sobie szczęśliwe małżeństwo i liczne potomstwo. A gdy małżonkowie jednak się pokłócą, to przywiązuje się ich do pnia maruli i zostawia aż przejdzie im złość 😉
Pestki maruli są bardzo twarde (czasem zwane są też kamykami) i z początku ciężko się do nich dobrać – otwierają się same podczas suszenia. Z palonej skórki owoców przyrządza się substytut kawy. Z kory maruli robi się brązowy barwnik, można ją także użyć do inhalacji w celach oczyszczających, lub leczyć nią biegunki i czerwonkę albo wykorzystać w profilaktyce malarii. Liście żuje się aby łagodzić efekty zgagi. Z miąższu owoców wyrabia się soki i dżemy, galaretki czy alkohol. Czy teraz też żałujecie, że to cudowne drzewo nie rośnie u nas? 😉
Olej jest tłoczony z nasion, które są w środku pestki. Czasem nawet samych nasion używa się po prostu jako świeczek, tyle mają oleju w sobie (50-60%). Nasiona można jeść jak orzechy, a olej jest też używany w celach spożywczych. Podobnie jak olej z baobabu jest odporny na jełczenie.
Jakie ma składniki aktywne?
– witaminy: C (osiem razy tyle co w pomarańczach), E
– substancje mineralne
– nienasycone kwasy tłuszczowe, omega 6 i 9
– antyoksydanty
– proteiny (28%)
– flawonowidy
Na jakie problemy jest odpowiedni?
Kosmetycznie:
- nawilża
- uelastycznia skórę
- wygładza zmarszczki
- rozjaśnia przebarwienia
- zmniejsza blizny i zmiany trądzikowe
- pomaga na rozstępy (także zapobiega) i cellulit
- pomaga przy łuszczycy i egzemach
- neutralizuje wolne rodniki i pomaga odbudować kolagen – redukuje oznaki starzenia
- pomaga odbudować naturalną warstwę lipidową
- wygładza i odżywia usta (suchość, łuszczenie)
- pomaga na zniszczone paznokcie
Do jakiej cery można go używać?
– suchej
– wrażliwej
– trądzikowej
– starzejącej się
– dojrzałej
Olej marula faktycznie dość dobrze się wchłania, nawet przy mojej świecącej się w strefie T cerze. Podobnie jak olej z pestek malin zostawia u mnie lekką wyczuwalną warstewkę. Pachnie bardzo bardzo delikatnie. Nie barwi. Rano cera jest bardzo miła w dotyku i pięknie wygładzona.