ANTHYLLIS – płyn do higieny intymnej

Kolejny płyn do higieny intymnej, który jakoś tam zmęczyłam. Po pierwsze męczył mnie bardzo zapach tego płynu – dokładnie taki, jak w toaletach za komuny – chemiczny i okropny.

Po drugie jakoś nie zauważyłam jakiegokolwiek dobrego działania na okolice intymne, wręcz przeciwnie – właściwie miałam wrażenie, że powracają niektóre objawy, których dawno już nie doświadczyłam. Być może był to zbieg okoliczności, być może nie.

Fakt, że płyn w ogóle się nie pienił pomijam, bo już się do tego przyzwyczaiłam w naturalnych kosmetykach myjących. A mimo to wypatrywałam momentu, aż się wreszcie skończy. O co łatwo nie było, bo płyn ma sporą pojemność – aż 300 ml. I to na plus, ale nie na tyle duży, abym go jeszcze kiedyś miała kupić…

Płyn znajduje się w plastikowej przezroczystej butelce i dzięki temu ładnie widać ile go jeszcze zostało. Pompka działała dobrze aż do końca, a samą butelkę można oczywiście wykorzystać ponownie – to coś dla miłośników zero waste 🙂

Konsystencja płynu była ok, choć bardziej była wodna niż kremowa – ja akurat preferuję te drugie, ale tu akurat nie mam uwag.

Jeśli chodzi o skład to szczerze mówiąc jak dla mnie jest bez rewelacji… Na początku mamy samą chemię… niby z tych substancji bardziej łagodnych, ale sądząc po działaniu chyba jednak nie do końca się ona w takiej ilości sprawdza do okolic intymnych – w moim przypadku akurat, nie jest powiedziane, że u każdej osoby będą podobne objawy. Mamy też kwas mlekowy, a na samym końcu olejek lawendynowy, który działa bakteriobójczo, przeciwgrzybicznie, przeciwzapalnie i odkażająco, ekstrakt z nagietka i z soku borówki czarnej – ten ostatni także działa bakteriobójczo i antyseptycznie (nagietek zresztą też) – może za wiele tego dobrego

Hmmm, wniosek jest taki, że na pewno nie kupie już tego płynu ponownie – będę szukała dalej, choć po wszystkich wcześniejszych porażkach mam szczerą ochotę powrócić do płynów do higieny intymnej od AA – tak, mają one SLSy, ale działają o wiele lepiej niż naturalne, które wypróbowałam do tej pory – na tym polu jak na razie mam porażkę za porażką 😉 A nie sądzę, aby były obecne zewnętrzne przyczyny tego stanu rzeczy 😉

Prodecent włoski – Pierpaoli.

Od producenta: Dzięki formule na bazie naturalnych substancji czyszczących i roślinnych czynnych składników ten produkt jest szczególnie delikatny dla skóry. Nagietek znany jest z łagodzących i przeciwzapalnych właściwości przy zaczerwienieniu, a jagody normalizują, koją i mają odświeżające działanie, sprawiają one, że produkt ten jest świeży i delikatny, nawet dla wrażliwej skóry.

Skład INCI: Aqua, Sorbitol, Disodium Cocoamphodiacetate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Chloride, Disodium Capryloyl Glutamate, Lactic Acid, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Lavendula Hybrida Oil, Calendula Officinalis Flower Extract, Vaccinium Myrtillus Fruit Extract*, Glycerin, Linalool.

Cena: 27 zł.

Pojemność: 300 ml.

Czy kupię ponownie? Nie.

Moja ocena: 3.

flower
flower
flower

Dodaj komentarz