Lavera – dezodorant roll-on naturalny

Lavera – dezodorant roll-on naturalny

Właściwie po użyciu dezodorantu Eco Cosmetics i po lekturze różnych opinii trochę się do naturalnych dezodorantów zniechęciłam i wróciłam do tego z aluminium. W międzyczasie zrobiłam jeden sama – nie było źle, ale dezodorant w pudełeczku, który trzeba aplikować rękami nie jest dla mnie wygodny.

lavera dezodorant roll on basis sensitiv

Ale potem kupiłam z ciekawości kilka dezodorantów Lavery – ten poszedł na pierwszy ogień. I spisał się świetnie, również latem. Właściwie działał tak samo jak ten mój niegdyś do stałego użytkowania z aluminium z AA. Zimą zero problemów, latem też dawał radę, choć niekoniecznie na cały dzień, czyli taki lepszy standard jak na moje. Jest naprawdę całkiem przyzwoicie i myślę, że ten dezodorant Lavery wejdzie na stałe do kanonu moich ulubieńców. Nie daję serduszka, bo jednak ideałem nie jest, ale na tle innych wypada rewelacyjnie.

Skład jak na dezodorant jest naprawdę świetny. Ochronną funkcję spełnia związek cynku, reszta składników odpowiada za działanie łagodzące i pielęgnacyjne. I faktycznie, pod względem pielęgnacyjnym jestem bardzo zadowolona. Zero problemów z przesuszem (co zdarzało się czasem przy innych), zero problemów – podrażnień czy szczypania – po depilacji.

Dezodorant Lavery ma kolor biały i tuż po aplikacji może na czarnych ciuchach zostawiać białe plamy – lepiej trochę odczekać. Jednak biorąc pod uwagę jego działanie, nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Nie jest to zbyt uciążliwe, szczególnie, że większość nawet tradycyjnych dezodorantów robi podobnie.

Zapach jest ledwie wyczuwalny i bardzo przyjemnie delikatny – i tu również ogromny plus dla dezodorantu Lavery. Naprawdę ciężko znaleźć na rynku dezodorant, który prawie nie miałby zapachu. Dzięki temu nic się nie kłóci z perfumami lub innymi zapachami.

Jak na razie mój hicior jeśli chodzi o naturalne dezodoranty.

Produkt niemiecki.

Od producenta: Wyjątkowo łagodny dezodorant firmy Lavera przeznaczony jest do bardzo suchej i wrażliwej skóry, a także dla alergików. Zawiera starannie wyszukane organiczne składniki czynne, które mają kojące działanie na skórę, nawilżają ją i pielęgnują. Naturalne składniki czynne jak tlenek cynku, srebro i potas dbają przez 24 godziny o skuteczną i delikatną ochronę przed nieprzyjemnym zapachem i mają kojące działanie.

Skład INCI: Aqua (Water), Aloe Barbadensis Leaf Juice, Triethyl Citrate, Glyceryl Stearate Citrate, Zinc ricinoleate, Cetearyl Alcohol, Dodecane, Glyceryl Caprylate, Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Glycerin, Xanthan Gum, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, Hydrogenated Vegetable Oil, Carvone, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil

Cena: 23 zł.

Pojemność: 50 ml.

Czy kupię ponownie? Tak.

Moja ocena: 5.

flowerflowerflowerflowerflower

MAKE ME BIO – krem do rąk winter care

MAKE ME BIO – krem do rąk winter care

Ten kremik kupiłam w zestawie rok temu przed świętami. Razem z wodą różaną, która kompletnie się u mnie nie sprawdziła (wysyp mam bardzo rzadko, ale po tej wodzie miałam – testowałam kilka razy) i kremem Garden Roses. I w końcu doczekał się swojej kolejki 😉

Cóż mogę o nim powiedzieć? Ano co następuje.

Konsystencja kremu jest w sam raz, nie za ciążka, nie za lekka, nie za gęsta ani niezbyt lejąca. Idealnie.

make me bio winter care

Wchłanialność kremu jak na naturalny krem do rąk też jest super – zostawia leciutką warstewkę, ale to jest miłe, a w dzień, gdy taka warstewka jest niepożądana, smarowałam kremem tylko werzch dłoni i resztką wnętrze. Super.

Zapach jest cudowny – lekko cytrusowy i na tyle mocny, żeby sprawiał przyjemność, a na tyle szybko się ulatniający, żeby nie zdążył się znudzić.

Opakowanie to mała tubka z metalu, którą łatwo z zmieścić z torebce i dość łatwo wycisnąć do końca.

No i teraz sedno… Niestety nie kupię już tego kremu ponownie, bo wszystko pięknie ładnie, ale jego działanie na dłuższą metę jest dla mnie za słabe. Na początku po aplikacji jest super, ale już po pół godzinie nie było po nim śladu. Ani po nawilżeniu ani po odżywieniu. Moje dłonie nie są problematycze, są tylko powiedzmy nieco bardziej wymagające niż dwadzieścia lat temu 😉

Jeśli chodzi o skład to jest w nim kilka rzeczy, które mi się nie podobają, na przykład sporo gliceryny, phenoxyethanol, ethylhexylglycerin, aromaty… Może tu jest przyczyna, że krem o takim potencjale za bardzo nie chce działać? Nie wiem, ale jest to już kolejny kosmetyk od Make Me Bio, który nie działa :/ Mówię to z przykrością, bo nazwa marki bardzo mi się podoba, opakowania są prześliczne, tylko z samymi kosmetykami coś jest nie halo.

Od producenta: Winter Care to idealny krem na suche i szorstkie dłonie. Skutecznie nawilża, regeneruje oraz wygładza skórę dłoni. Bogaty w naturalne olejki i masła jest prawdziwym przyjacielem przemarzniętych dłoni. Witamina F zawarta w składzie chroni dłonie przed utratą wody oraz przywraca naskórkowi naturalną barierę lipidową. Witamina E natomiast hamuje procesy starzenia się skóry.

Skład INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol & Polysorbate 60 Wax, Palm free vegetable glycerin (Roślinna Gliceryna – bez Oleju Palmowego), Olea Europaea (Oliwka)*, Persea Gratissima (Avokado)*, Cocos Nucifera (Kokos)*, Butyrospermum Parkii (Masło shea)*, Macadamia Ternifolia (Makadamia)*, Palm Stearic Acid, Prunus Amygdalus Dulcis (Słodkie Migdały) Oil*, Prunus Domestica (Śliwka) Kernel Extract*, Ribes Nigrum (Czarna Porzeczka) Seed Extract*, Xantham Gum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Orange Cranberry and Cinnamon Fragrance (Aromat Pomarańczy, Żurawiny oraz Cynamonu).

Cena: w zestawie / osobno kupić się nie da.

Pojemność: 50 ml.

Czy kupię ponownie? Nie.

Moja ocena: 4 – za wszystko poza działaniem 😉

flowerflowerflowerflower